Lustro Biblioteki przygotowało specjalny konkurs „Horrrendalna historia Polski”. Zadaniem bibliotekarzy było napisanie tekstu, który będzie przedstawiał lokalną historię lub interpretację lokalnej legendy.
Wpłynęło ponad 60 zgłoszeń na wysokim poziomie. Pojawiły się m.in. legendy o: zamurowanym zakonniku, czarnej studni, obrazie św. Wawrzyńca, Książkowym Kamieniu, Bibliofilce i Wszechczytaczu, drzewie bukowym i księciu Mieszku I, Skałkach Gaudynowskich, ziemi muszyńskiej, dworca bez torów, Czerwonej Górze. Nie zabrakło również motywów ze zwierzętami: gryfami, sokołami, jastrzębiami, turami, koguta z trzema złotymi piórkami w ogonie czy krakowskim psie Dżoku. Część legend była poświęcona historiom, w których główną rolę odgrywały diabły, kamienie czy legendarne skarby. Z nadesłanych legend mogłam sprawdzić, jaka historia towarzyszyła powstaniu miast takich jak: Stąporków, Sokółka, Kobyłka, Słup.
Nagrodziłam trzy biblioteki, które otrzymają po dwa zestawy składające się z nowości z serii „Horrrendalna historia Polski” wydawnictwa HarperCollins. Zestawy książek trafią do wskazanych bibliotek oraz ich wybranych agend lub filii. Gratulacje!
Krośnieńska Biblioteka Publiczna, Oddział dla Dzieci
Legenda o Prządkach
Miasto Krosno i jego okolice posiada wiele pięknych legend. Jedną z nich jest legenda o Prządkach. Prządki to grupa skalnych ostańców powstałych na skutek wietrzenia i erozji. Pięknie górują nad terenem, są atrakcją dla turystów i amatorów wspinaczki skałkowej. Jaka jest związana z nimi legenda?
Otóż, pewnego razu kasztelanowa, która zamieszkiwała zamek w Odrzykoniu urodziła trojaczki – trzy córki. Bogna, Sława i Miła były najpiękniejszymi pannami w okolicy, potrafiły jeździć konno, strzelać z łuku, polować, tańczyć i śpiewać. Matka cieszyła się, że ma tak zdolne córki, jednak chciała by potrafiły również szyć, tkać, haftować. Dziewczęta stroniły jednak od kądzieli i wszelkich robótek ręcznych. Nie zamierzały również szybko wyjść za mąż chociaż wielu młodzieńców starało się o ich rękę.
Pewnego dnia do zamku w Odrzykoniu przyjechali trzej bracia – rycerze, którzy podobnie jak kasztelanówny byli urodzeni jednego dnia. Pochodzili z bogatego rodu, byli rycerzami króla
i w niedługim czasie wybierali się walczyć u jego boku. Dziewczęta zakochały się w odważnych rycerzach, oni również zaczęli starania o zaręczyny. Tak też się stało. Wyprawiono huczne zaręczyny, w czasie których trzej bracia obwieścili, że czeka ich wojenna wyprawa i że w drodze do królewskiego Krakowa, wstąpią na zamek odrzykoński, aby pożegnać się z wybrankami serca. Mieli jednak jedno życzenie: każda z dziewcząt miała przygotować dla swojego wybranka pamiątkę – haftowaną lnianą chusteczkę. Bogna, Sława i Miła miały na to dwa tygodnie.
Mijał dzień za dniem, ale kasztelanówny nie przykładały się do pracy. Od tkania i haftowania wolały oddawać się zabawie, tańcom, śpiewom i swoim pasjom. Ich matka patrzyła na to z trwogą i na nic były jej prośby. Dzień przed przyjazdem braci, dziewczęta z przerażeniem powróciły do porzuconej pracy. Szybciutko chciały skończyć chusteczki. Słońce zaczęło zachodzić, rozpalano ognisko, aby dziewczęta mogły pracować również po zmroku. Przędły całą noc, aż z nastaniem świtu, pianiem koguta i pojawieniem się pierwszych zórz, matka zakazała im tej pracy ze względu na fakt, iż była to niedziela. Dziewczęta za nic miały jednak te przestrogi. Wybiegły z niedokończonymi chusteczkami na pobliskie wzgórza, aby stamtąd wypatrywać trzech braci. Mijały po drodze ludzi, którzy śpiesząc się do kościoła wołali w ich stronę, że praca w niedzielę to wielki grzech.
Nagle od strony Krakowa zaczęli zbliżać się bracia. Jechali szybko by zobaczyć swoje wybranki. Jednak nie czekały one na nich u bram zamku, jedynie ojciec i matka dziewczyn wyszli powitać rycerzy. Kasztelanka wskazała tylko miejsce, gdzie dziewczęta pobiegły. Młodzieńcy pospiesznie udali się na wzgórze i osłupieli. Ich oczom ukazały się trzy olbrzymie skały, kształtem przypominające sylwetki trzech dziewcząt. Bogna, Sława i Miła zostały w ten sposób ukarane za pracę w niedzielę. Po dziś dzień tkwią zaklęte w potężne skały i wciąż wyglądają jakby tkały serwetki dla swoich wybranków.
~ Elżbieta Staroń
Inscenizacja legendy o Prządkach w wykonaniu bibliotecznej grupy teatralnej „Na Dobry Początek”.
Biblioteka Publiczna w Bytomiu Odrzańskim
Legenda o zaginionym chłopcu i mądrym kocie
Dawno temu w małym niemieckim mieście nad Odrą żył zamożny mieszczanin i jego żona Hilde. Caspar mieszkał w kamienicy przy Rynku i zajmował się handlem rybami łowionymi w pobliskiej rzece. Cieszył się dużym szacunkiem, bo był zawsze uczciwy i serdeczny. Największą radością mężczyzny nie był jednak piękny dom, na który mógł sobie pozwolić dzięki ciężkiej pracy, ale jego synek 5-letni Tobias.
Pewnego jesiennego dnia Caspar wracając do domu poczuł dziwny niepokój, przyspieszył kroku, schody pokonał w ledwie kilku susach, ale już przekręcając klucz w drzwiach usłyszał łkanie żony.
Nie ściągnąwszy płaszcza, pobiegł do kuchni, skąd dochodził płacz: – Zniknął nasz syn, szukałam go w całym mieście.
Caspar objął żonę i próbując zapanować nad rozedrganym głosem powiedział: – Znajdziemy go. Zostań tutaj, a ja zawiadomię naszych przyjaciół, pomogą nam. Mężczyzna wybiegł z domu i gorączkowo zaczął kołatać do drzwi i błagać o ratunek. Kilkunastu ludzi ruszyło na poszukiwanie.
Miejscowy lekarz odprowadził Caspara do domu i polecił mu, aby tam pozostał na wypadek, gdyby mały Tobias sam wrócił. Wychodząc postawił przed mężczyzną kieliszek wina, by to ukoiło jego nerwy.
Załamany ojciec próbował pocieszyć żonę, ale będąc okropnie zdenerwowanym sięgnął po kieliszek i wychylił całą jego zawartość od razu. Trunek jednak nie przyniósł spodziewanego przez medyka skutku, Caspar w nagłym przypływie energii i odwagi wybiegł, jak oszalały z mieszkania i wykrzykując imię syna pobiegł w jesienną noc. Tymczasem w lesie nieopodal rzeki jeden z mieszkańców zauważył ślady dziecięcych trzewików i wraz ze swoim towarzyszem podążył ich tropem w stronę Odry, która o tej porze roku była wyjątkowo rwąca. W świetle pochodni zobaczyli nad brzegiem rzeki zaplątanego w sieć chłopca. Wyciągnęli go i ruszyli z nim do miasteczka.
W tym samym czasie oszalały ze zmartwienia ojciec znalazł się na drugim brzegu rzeki, nawet nie wiedział, kiedy przekroczył most. Zapadł zmierzch i odnalezienie drogi do domu wydawało się niemożliwe. Wypity wcześniej kieliszek wina powodował nieznośny ból głowy, potęgowany przez podmuchy jesiennego wiatru. Caspar usiadł załamany na kamieniu. Nagle poczuł na dłoni coś ciepłego. Otworzywszy oczy zobaczył szarego kota, który lizał mu dłoń. Próbował pogłaskać zwierzę, ale ono z głośnym miauknięciem odsunęło się od niego i pokręciło łebkiem, jakby wskazując drogę. Caspar podążył za zwierzęciem. Wkrótce zobaczył zarys mostu, a za nim światła miasteczka. Pobiegł w stronę domu z nadzieją w sercu. Wielka była jego radość, kiedy w zobaczył Hilde ściskającą ich ukochanego synka, który odnalazł się cały i zdrowy. Kilka dni po szczęśliwym powrocie Tobiasa mężczyzna urządził huczną kolacją dla swoich przyjaciół, na której ogłosił, że na ich cześć ufunduje na rynku fontannę, na której szycie stanie figura małego chłopca, a jej podstawę ozdobią głowy lwów symbolizujące jego odważnych przyjaciół, którzy w zimny jesienny wieczór udali się na poszukiwanie jego dziecka. Nie zapomniał też o kocie, uczcił go stawiając na rynku, figurę niezwykłego zwierzęcia w butach i kapeluszu, który prowadzi zbłąkanego wędrowca.
~ Bożena Romańska
Biblioteka Publiczna w Krynicy-Zdroju
Nowoczesna legenda o diabelskim kamieniu
Krynica Zdrój słynie z niesamowitych krajobrazów, leczniczych wód i zagadkowych historii. Jedną z nich jest stara „Legenda o diabelskim kamieniu”. Czy znacie jednak jej aktualną wersję? Nie? No to posłuchajcie…
Kilka miesięcy temu syn jednego z właścicieli rozlewni wody mineralnej biesiadował z kompanami w słynnej gospodzie „Małopolanka”. Tam to ów bajecznie bogaty młodzian zakochał się do szaleństwa w pewnej ubogiej lecz pięknej i mającej gołębie serce kelnerce. Syn krynickiego milionera od razu chciał się ożenić z wybranką swego serca. Dlatego zgodnie z dzisiejszymi trendami, nie omieszkał wspomnieć o tym fakcie na facebooku. Jednakże jego surowy ojciec nie dość, że nie kliknął pod jego postem „lubię to”, to wpadłszy we wściekłość taki komentarz dodał: „Synu żadnego ślubu nie będzie. Ona jest za biedna, a ciebie za karę wysyłam na zbiór truskawek do Niemiec! Poschylasz się, kręgosłup cię rozboli, zmądrzejesz i o niej zapomnisz. A przy okazji Euro zarobisz”.
Cóż było robić. Zrozpaczony młodzian wyjechał zostawiając zapłakaną dziewczynę. I to byłby finał tej całej historii, gdyby nie wynalazek wspaniały zwany „mesendżer”! Mimo odległości okrutnej młodzi codziennie się widzieli „onlajn” i codziennie płomienną miłość megabitami sobie wyznawali.
W końcu sezon na truskawki się skończył. Syn milionera razem z euro i z bolącym kręgosłupem powrócił do Krynicy. Młodzi z radością wpadli sobie w ramiona na Górze Parkowej, gdy nagle otoczyła ich zła banda dresiarzy! Przerażony chłopak zasłonił bohatersko ukochaną, ale ta o czym nie wiedział, miała czarny pas w karate i waleczne serce. Nie na darmo znajomi nazywali ją „Bruce Lee w spódnicy”. Dla kurażu łyknęła sobie jeszcze wody z pobliskiego źródełka, które dodało jej nadludzkich sił i spuściła dresiarzom taki łomot, że lekarze, aby ich poskładać musieli mieszać gips w betoniarce. Po tej przygodzie zakochani żyli długo i szczęśliwie.
Tymczasem źródełko zyskało sławę i tysiące ludzi piło z niego wodę, a zawarte w niej minerały leczyły wszelkie dolegliwości. Tego nie mógł zdzierżyć diabeł. Dlatego pewnej nocy chwycił ogromną skałę w Tatrach i leciał z nią jak myśliwiec F16, by rzucić ją, jak bombę na źródełko. Jednak, gdy był już tuż, tuż nad Jaworzyną Krynicką, nagle złapał go skurcz straszliwy, bo ciągłe chlanie smoły wypłukało mu magnez i zaskoczone diablisko wyjąc z bólu wypuściło z pazurów ciężki głaz. Ten z łoskotem upadł poniżej szczytu i leży tam po dziś dzień.
~ Wojciech Czuba