Mogłoby się wydawać, że ich praca jest żmudna i monotonna. Nic bardziej mylnego. Najpierw demontują książkę, kąpią ją w wodzie, uzupełniają ubytki, zszywają i oprawiają. Tym sposobem odnowiły już wiele woluminów i wciąż czerpią satysfakcję ze swojej pracy. – Każdy obiekt to dla nas wyzwanie. Każda książka jest inna i to właśnie sprawia, że nasza praca jest fascynująca – mówią Ewa Chlebus i Joanna Sroka, konserwatorki i restauratorki starodruków.
Dominika Kiejdo: – Tchnęłyście życie w tysiące starych ksiąg. Zajmujecie się konserwacją woluminów sprzed kilku stuleci. Jakie księgi „wyszły spod waszych rąk”?
Joanna Sroka: – Konserwujemy zbiory dawnego Gimnazjum Elbląskiego. Są to książki, które mają bardzo burzliwą historię, noszą ślady swojej przeszłości. W czasie wojny budynek biblioteki został zniszczony i książki przez wiele miesięcy były bez opieki. Po wojnie zostały przewiezione w depozyt do Torunia, gdzie spędziły 50 lat. Wróciły do nas dopiero w 2001 roku.
– Po wojnie przez dwa lata książki zalegały na półkach w zniszczonym budynku biblioteki. Niektóre były zapewne w opłakanym stanie?
EC: – Część książek zostało zalanych, część ukradziono, część miała ślady kul. Między kartami książek było wiele pyłu ceglanego. Budynek był zniszczony, dach był uszkodzony, więc lało się na te książki.