Polski rynek bibliofilski w porównaniu z innymi dziedzinami kolekcjonerstwa jest niewielki i bardzo płytki, stwierdza Janusz Miliszkiewicz, krytyk i wybitny ekspert rynku sztuki, w artykule zatytułowanym „Tanie drobiazgi zamiast listu Mickiewicza”, jaki ukazał się w „Rzeczpospolitej” z 7 lipca. Podtytuł tego tekstu symptomatycznie brzmi: „Nie ma czym handlować na aukcjach, brakuje nawet książek z czasów PRL”.
Cytowany w tekście Paweł Podniesiński, rzeczoznawca rynku bibliofilskiego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, mówi: „obroty na aukcjach bibliofilskich w minionym półroczu były najniższe od 2012 roku?, gdy wniosły ponad 5 mln zł i były najwyższe w ostatnich latach. Jak czytamy dalej, obroty na dziewięciu aukcjach bibliofilskich w pierwszym półroczu wyniosły 3,9 mln zł, co autor porównuje z kwotą uzyskiwaną chociażby w trakcie jednej aukcji malarstwa.