spot_img

Windykator z biblioteki

Masz w domu książki, które zapomniałeś zwrócić do biblioteki? Być może do Twoich drzwi wkrótce zapuka windykator. Zwrot książek to niewątpliwie duży problem. O terminowym oddaniu książek do bibliotek zapomina wielu, wielu czytelników. Częstym sposobem na odzyskanie utraconych dokumentów staje się rygorystyczna metoda windykacji. W Polsce 115 bibliotek korzysta już z tego rodzaju usług, licząc na odzyskanie wypożyczonych woluminów. W bibliotekach brakuje kilku tysięcy zbiorów, a w kasie dużej kwoty. Tak czy inaczej windykator brzmi groźnie!

Wojna cywilno-prawna

Jednak problemem jest m. in. to, iż przy wypożyczeniu książek, czytelnik powinien podpisać „umowę” o wypożyczeniu książki, żeby jednoznacznie stwierdzić, kto i co wypożycza. Wydaje się to absurdalne, ale umniejszyło, by to problem ubiegania się o zapłatę.

Zawartą „umową użyczenia” jest posiadanie karty identyfikacyjnej, czyli naszej karty bibliotecznej z imieniem i nazwiskiem lub wypełnienie rewersu. Przy założeniu karty podpisaliśmy znajomość regulaminu biblioteki, co wiąże się z pewnymi zobowiązaniami do jego przestrzegania.

Prawo w Polsce jest zdecydowanie skomplikowane, ale przepisy te wynikają w rozumieniu artykułów 710-719 Kodeksu Cywilnego.

Bywa wiele przypadków, iż kartę zagubiono, ktoś inny wypożyczał książki na to konto i nie zwracał, a kosztami obciążony został prawowity właściciel karty. Tak samo jest z pożyczaniem karty znajomemu… i to nie tylko kart bibliotecznych powiedzmy szczerze.

Zdarzają się oczywiście czytelnicy, którzy mimo wszystko nie zwracają wypożyczonych książek. – W zeszłym roku trafił się czytelnik, który zakwestionował wiarygodność swojego podpisu. Twierdził, że ktoś go podrobił i na jego nazwisko wypożyczył książki – opowiada Dąbrowski (z Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Kielcach). Sprawą zajęła się policja, a ekspertyza grafologiczna wykazała, że mężczyzna kłamał [źródło].

Będąc na liście windykatora warto się zastanowić, czy dalej zwlekać z opłatą. Skutkować to może wpisaniem na krajową listę dłużników, a co za tym idzie uniemożliwienie dostania kredytu w banku.

Jednak w prawie bibliotecznym znajdzie się pewna luka na korzyść użytkowników biblioteki. Raz do roku, szczególnie w ramach trwania Tygodnia Bibliotek w wielu bibliotekach ogłaszana jest potocznie mówiąc „amnestia”, czyli możliwość zwrotu dokumentu przez spóźnialskich lub zapominalskich czytelników bez ponoszenia kosztów.

Dodam, iż w niektórych bibliotekach obowiązuje dodatkowe 7 dni po ostatecznym terminie na zwrot książek. Choć nasze konto zostało obciążone kosztami, nie zapłacimy nic zwracając dokument w ciągu tych dodatkowych dni.

Podobnie było w przypadku amnestii ogłoszonej przez Bibliotekę Publiczną w Chicago. Po 78 latach został zwrócony jeden z brakujących zabytkowych woluminów.

Książką wypożyczoną po raz ostatni w 1934 roku okazała się limitowana edycja „Portretu Doriana Graya” Oscara Wilde’a. Kiedy posiadaczka książki, Harlean Hoffman Vision, usłyszała o trwającej przez trzy tygodnie amnestii – zdecydowała się oddać egzemplarz, najpierw jednak upewniła się, czy nie będzie jej z tego powodu nic grozić.

Kobieta powiedziała, że książkę otrzymała dawno temu jej matka od przyjaciela z dzieciństwa. Vision odkryła książkę na strychu rodzinnego domu po śmierci matki w 1993 roku. Długo odkładała zwrot, bo obawiała się ogromnych kar pieniężnych lub nawet aresztu [źródło].

Przykład z Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Kielcach

Windykator otrzymał dane ponad 2 tysięcy osób, które w latach 1997-2009 przetrzymywały prawie 4,5 tysiąca książek. Jak można łatwo policzyć, rekordziści nie oddawali wypożyczonych pozycji przez 12 lat. Nie tylko blokowali w ten sposób dostęp do nich innym czytelnikom, w bibliotecznej kasie brakowało też kilkuset tysięcy złotych. Za każdy rozpoczęty miesiąc przetrzymania trzeba zapłacić 3 zł od książki (stawka obowiązuje od 2001 roku). – Do każdej z tych osób kilkakrotnie były też wysyłane monity, to też generowało koszty – mówi Jadwiga Zielińska, główny bibliotekarz WBP. Przyznaje, że od momentu rozpoczęcia współpracy z windykatorem udało się odzyskać ponad 2 tysiące książek. – Efekty są widoczne. Więcej niż połowa zalegających rozliczyła się też z biblioteką, kilkadziesiąt kolejnych osób jest w trakcie tego procesu – dodaje Zielińska [źródło]. Warto dodać, iż wiele wypożyczonych książek nie jest dostępnych już na rynku.

Co może zrobić biblioteka kiedy mija termin zwrotu dokumentu, bez możliwości dalszej jego prolongaty?

  • wysłać czytelnikowi powiadomienie o zwrocie dokumentu
  • naliczyć kary zgodne z obowiązującym regulaminem
  • wysłać listem poleconym wezwanie do zapłaty
  • wysłać monity wzywające do zapłaty
  • zablokować konto czytelnika i pozbawić praw do korzystania z wypożyczalni
  • no i właśnie skorzystać z usług firm windykacyjnych
  • a co gorsza wstąpić na drogę sądową.

Czemu zapominamy o zwrocie?

Biblioteki w dobie komputeryzacji korzystają z jej dobrodziejstw. Mogą wysyłać upomnienia drogą elektroniczną (najczęściej jest to e-mail) powiązaną automatycznie z systemem bibliotecznym. Korzystają także z usług telefonii komórkowych lub tradycyjnie pocztą.

Jednak problem zwrotów dokumentów do bibliotek jest bardzo powszechny. Wynika głównie z zapominalstwa czytelników, braku czasu lub niemożności z różnych indywidualnych przyczyn na oddanie książki, niepofatygowania się do odwiedzenia biblioteki, wyprowadzek, itd. Nie wspominając o niewiedzy o elektronicznej lub telefonicznej prolongacie (pomijając fakt o nie znajomości tego terminu), niechęci do uiszczenia zaległych opłat i unikanie biblioteki (tu myślenie „może zapomną” lub „uwinie mi się jakoś”).

Tylko kary rosną i ku zdziwieniu czytelników szybko, bo zwłoka trwa nawet kilkanaście lat! A brak znajomości regulaminu skutkuje niemiłymi rozmowami, a czasem awanturami z bibliotekarzami o tak wysokiej sankcji. I tłumaczenie, że kara jest wysoka nie pomoże. Przekroczenie terminu oddania każdego jednego woluminu wynosi przykładowo 1,50 złotych (najpowszechniejsza kwota podana w regulaminach bibliotek).

Mając na koncie 1 niezwróconą książkę i zwlekając z jej oddaniem, mimo upomnień w skali roku mamy do zapłaty już 78 złotych. Już za 2 woluminy mamy 156 złotych, za 10 kwota ta wzrasta do prawie 800-set złotych! Nie wliczając odsetek i kosztów upomnień. A przy takich kwotach z pewnością można liczyć na przesyłkę od firmy windykacyjnej.

Przykład Biblioteki Publicznej w Dzielnicy Ochota miasta Warszawy

Biblioteka Publiczna w Dzielnicy Ochota przekazała firmie SAF S.A. do windykacji sprawy kolejnych dłużników. Średnie zadłużenie wobec placówki wynosi ok. 600 zł. Wezwania od windykatorów dotrą do blisko 500 czytelników. Łącznie z tytułu nie zapłaconych kar za przetrzymanie książek są oni winni bibliotece ponad 300 tys. zł. Większość z nich nadal posiada wypożyczone pozycje – biblioteka domaga się od nich zwrotu ok. 1.100 książek. Rekordzista jest winien placówce ponad 6.300 zł [źródło].

Co można zrobić w sprawie windykacyjnej?

Sprawa może ulec przedawnieniu dopiero po 10 latach, po tym okresie biblioteka ani firma windykacyjna nie może żądać wpłaty naliczonych kar. Jest to rzadkość, bo biblioteki podpisują umowy z firmami windykacyjnymi i nie ma mowy o przedawnieniu sprawy.

Jak wiadomo dla statystycznego Polaka niektóre astronomiczne kwoty są niemożliwe do spłaty, co począć? Na pewno nie unikać sprawy, bo jest ona już na drodze prawnej.

Czytając o takich problemach w Internecie natknęłam się na wiele rozwiązań, które wynikają ze zdrowego rozsądku, ale pomagających w tej sytuacji:

  • po pierwsze oddać książki lub odkupić zaginione egzemplarze, nie będą naliczane już kary
  • można porozmawiać z dyrektorem biblioteki, w której ma się „dług”
  • przedstawić swoje argumenty podając powód lub przyczynę nieoddania książek
  • poprosić o złagodzenie kary lub przedłużenie terminu spłaty
  • rozłożyć „dług” na raty
  • jeśli nic nie pomoże to trzeba koniecznie zapłacić karę
  • i wypadałoby przeprosić za zwłokę.

Skuteczność firm windykacyjnych jest opłacalna dla bibliotek. Odzyskują one ponad połowę nieoddanych książek, a na ich konto wpływają należności od zapominalskich czytelników. Budzi to pewien postrach, bo w opinii użytkowników, albo można mieć czyste sumienie, albo forma ta zniechęca do ponownego odwiedzania biblioteki. Tylko jednej firmie windykacyjnej udało się w ciągu czterech lat odzyskać 8 mln zł i 300 tys. książek. Tak duże kwoty przestają dziwić, gdy uświadomimy sobie, że rekordzista musiał zapłacić 13,6 tys zł. Przez kilkanaście lat nie oddawał on kilkunastu książek [źródło].

Coraz więcej osób otrzymuje wezwania z windykacji za przetrzymywanie książek. Ludzie są nieświadomi przestępstwa. Ale przecież od czego są regulaminy… jeśli się je w ogóle czyta.

Czytelnik zapisując się do danej biblioteki podpisuje zobowiązanie do przestrzegania regulaminu, a co za tym idzie przepisów dotyczących kar finansowych za każdy miesiąc (tydzień) przetrzymywania książki lub innych dokumentów.

Co w przypadku osób nieletnich? Zadłużenie ponoszą rodzice lub opiekunowie dziecka, którzy przy zapisie wychowanka do biblioteki przyjęli odpowiedzialność za jego poczynania i ewentualne roszczenia prawne związane z niezwróconymi zbiorami lub naliczonymi karami. W praktyce wygląda to trochę inaczej. Choć w Londynie list od windykatorów za przetrzymywanie książek otrzymał 8-latek [źródło].

Bogusław Pająk z firmy windykacyjnej SAF przyznaje, że zainteresowanie bibliotek takim sposobem odzyskiwania swych księgozbiorów rośnie z roku na rok. Dyrektorzy placówek twierdzą, że poza odzyskaniem pieniędzy i książek zatrudnianie firm pełni też funkcje wychowawcze. Dzięki temu czytelnicy stają się bardziej zdyscyplinowani, a liczba przetrzymywanych książek maleje [źródło].

Źródło zdjęć: pixabay.com, film użytkownika TelewizjaSuperstajca i saq1983 dzięki YouTube